Ogólnie żyć się daje.
Pod warunkiem, że mało się czasu poświęca
maltretowaniu umysłu problemami,
których pod dostatkiem...
Tylko jak umysłu nie maltretować?
Widzisz, nie ważne
jak wielkie są problemy - rosną dopiero,
kiedy dopuszczamy do
siebie myślenie o nich.
Są. Siedzą sobie w
zakamarkach naszego umysłu;
w takich malutkich
szafeczkach, szufladkach.
Wystarczy ich nie
otwierać.
Wiem...
Mało możliwe by,
kiedy rusza coś z
posad bryłę świata
(tego
"osobistego" świata),
te drzwiczki nie
zaczęły się otwierać,
szufladki nie
wysuwać...
Wtedy problemy,
przykre przeżycia zaczynają wypełzać...
Mało tego.
Wtedy zaczynamy je dokarmiać...
Bardzo trudno się od tego powstrzymać.
Wręcz się nie udaje.
I rosną, rosną, rosną...
Można wręcz powiedzieć, że się rozrastają.